Forum EUKO START 1 LISTOPADA Strona Główna
RejestracjaSzukajFAQUżytkownicyGrupyGalerieZaloguj
Historyja wzięta z ryja xD
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Odpowiedz do tematu    Forum EUKO START 1 LISTOPADA Strona Główna » Tygryskowe pierdy Zobacz poprzedni temat
Zobacz następny temat
Historyja wzięta z ryja xD
Autor Wiadomość
Victor
Orc Wizard



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
Nastała noc. Napelniony siła zemsty HellFury wraz z swoim mentorem Tygrysem biegli co sił w nogach. CrazyMary kapłan, ktory dolaczyl do zalogi, odlaczyl sie od grupy w poszukiwaniu swojego towarzysza. Wrazie gdyby go nie znalazl miał sie z nimi ponownie spotkac za 2 dni na skraju polnocnego lasu. Jakies trzy godziny temu stracili z oczu braci zabojcow. "Gdzie do diaska oni sa" myslal HF."Uspokoj sie, znaja sie na swojej robocie" powiedzial Tygrys dotrzymujac tempa towarzyszowi po czym na jego twarzy zagoscil usmiech pelen nadzieji. Po 30 minutach biegu uslyszeli znajome glosy. Oczywiscie nalezaly one do Valzura i Victora, ktorzy rozmawiali ze soba. " No, nareszcie" powiedzial rozradowany Victor "myslalem ze juz niedobiegniecie". Obydwaj wojowie sapneli tylko glebiej po czym wszyscy usiedli pod galeziami wielkiego swierku. "Jak wyglada sytuacja?" zapytal pierwszy HellFury. "Mysle ze znalezlismy to czego szukalismy. 5 no powiedzmy 10 minut drogi stad rozbity jest oboz orkow. Nie wiem czemu rozbili go znow przy niewielkim wzgorzu" "oni sie nigdy nie naucza" zadrwil dziecinnie Victor po czym zaja sie ostrzeniem sztyletow. "Jest ich tam około 15" kontynuowal Valzur "Dobzre uzbrojeni, to chyba elita oddzialu. Wykopane sa niewielkie doly, ale bardzo niestarannie, nie stanowia zagrozenia". Nagle ucichł. "W czyms problem?" zapytal Tygrys. "Nie znalezlismy dziewczyny" szybko dodal Victor "Nie sadze by ja ukrywali, dostrzeglibysmy to. "A zatem, zapytajmy ich o nia" powiedzial HellFury pelen nadzieji w glosie, po czym podniosl topor i ruszyl do przodu.
......
Kiedy byli juz w zasiegu wzroku przegrupowali sie. Głos znow zabrali bracia. "Plan jest bardzo prosty. Czesc z nich spi, a na warcie stoi ich tylko 5. Jesli bedziemy dosc szybcy i cisi, reszte dobijemy we snie" wyjasnil Victor "zajmiemy sie tymi trzeba na tyłach" kontynuowal "wy musicie przejsc wzdloz tej sciezki, zaznaczylismy wam droge, poprowadzi was pomiedzy wykopanymi dolami, prosto pod wasze cele". Po zakonczeniu rozmowy bracia niemal w jednakowym tempie wykonali identyczna sentencje ruchow, po czym znikneli z pola widzenia, doslownie jakby rozplyneli sie w powietrzu. "Niezli sa" powiedzial zdumiony HF. "Bleee takie tam sztuczki" parsknal Tygrys, po czym rozpoczeli realizacje planu.
Znakiem dzialania mialobyc polozenie straznika na srodku. Gdy wszyscy zajeli umowione pozycje. Nie wiadomo nawet skad, smiertelna strzala przeszyla krtan jednego z wartownikow. Mezni wojowie rzucili sie do ataku. Pierwszy dobiegl HF jeden precyzyjny zamach i kolejny z wartownikow znalazl sie na ziemi, a zaraz za nim jego głowa. Tygrys nie tracac czasu, złapał za rekojesc miecza i pchnal go przed siebie. Zatrzymal sie w samym srodku korpusu przeciwnika, ktory tylko popatrzyl na dziorke jaka zrobil w nim miecz i rowniez walnal o ziemie. Po drugiej stronie obozu bracia dawali rownie piekny popis. Victor podszedl jednego z wartownikow, oczywiscie niewidoczny dla golego oka, popukal w zbroje orka, gdy ten odwrocil sie w niesamowicie szybkim tempie, wycial przeciwnikowi literke V na klacie, po czym w mgnieniu oka odciol mu glowe. Ostatni z wartownikow, gdy zobaczyl jak jego towarzysze ginal, złapał za wlocznie i juz mial wydac z siebie okrzyk bojowy, ktory zbudzil by towarzyszy. Jednak nie zdazyl, w tej samej czasie w ktorej otworzyl gardziel, znalazla sie w nim strzala wystrzelona przez Valzura, zraz po niej 5 kolejnych. Patrzac tylko na zblizajacych sie wrogow, przewrocil sie na plecy i skonał. Wojownicy w rownie szybkim tempie dobili spiacy oddzial, zostawiajac jednego tylko orka przy zyciu. "Tego zostawmy" powiedzial Valzur, "moze powie nam cos o twojej siostrze". HF kiwna glowa na znak zgody. Wojownicy spetali przeciwnika i jednym mocnym butem wymierzonym w gebe, Tygrys obudzil spiacego smierdziucha...


Post został pochwalony 0 razy
Wto 23:02, 13 Lis 2007 Zobacz profil autora
ZwierzaK
Administrator



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Post
Ten zawyl niemilosiernie. Wil sie, kopal, kasal, ale mogl sie wyrwac ze stalowego uscisku wojownika. Tygrys rzucil nim o ziemie i przylozyl miecz do gardla.
"Sluchaj teraz uwaznie, zadamy ci kilka pytan. Mow zwiezle bo nie mamy wiele czasu. Jesli powiesz co chcemy wiedziec to moze twoja smierc nie bedzie zbyt bolesna" grozil jencowi Tygrys. Przesluchanie zaczal HellFury
"Czy byla z wami dziewczyna?"
"Nie..." odpowiedzial ork
"Klamiesz !" Wrzasnal HellFury bijac orka w twarz. Ten upadl na ziemie. Splunal krwia, uklekna i spojrzal mu w oczy
"Nie bylo z nami zadnej dziewczyny" po czym splunal drugi raz. Fury zamachanl sie do drugiego ciosu ale zlapal go za reke Mary.
"Zostaw. Tak do niczego nie dojdziemy." puscil HF-a i nachylil sie nad jencem
"Ilu was bylo?"
"dwa oddzialy piechoty, druzyna lucznikow."
"Czyli nie wiecej niz 50... Co tu robicie?"
Ork zastanawial sie chwile, ale jednak sie przemogl i odpowiedzial:
Wyruszylismy z Laiby jako zwiad. Mielismy sprawdzic teren przed reszta."
"Reszta? jaka reszta? Jest was tu wiecej?! Mow jasniej!!" Wtracil sie Victor
"Juz i tak nic nie poradzicie... Was czas sie skonczyl. Zginiecie tak jak wszyscy. Nie zdolacie ich powstrzymac" Syknal i nagle wyrwal sie z uscisku Tygrysa. Wyciagnal sztylet Victora, kopniakiem powalil go na ziemie i rzucil sie na HellFurego. Przerowcil go rozpedem i juz mial wbijac sztylet w jego piers gdy zobaczyl medalion na jego szyji.
"To ty.. arghhh" Nic wiecej nie zdolal powiedziec. Valzur przebil jego serve strzala.
"Nic ci nie jest?" Spytal HF-a
'Nie... Mary, czy on nie zyje ?"
"Niestety... niczego wiecej sie juz od niego nie dowiemy..." rzekl z pewnym wyrzutem pod adresem Valzura.
"Mogles strzelic mu w reke zeby wytracic sztylet" Kontynuowal...
"celowalem w glowe" Burknal Valzur i odszedl na bok.
"Przestancie, jeszcze tego brakowalo zebyscie sie poklocili" Wtracil Tygrys. "Ustalmy fakty, jeniec nie zyje, ale cos nie cos nam powiedzial. Orkow jest wiecej, czyli nie mozemy tu zostac ani chwili dluzej. Musimy jak najszybciej dostac sie do zamku El Morad, to potezna forteca, stolica naszego krolestwa, moze tam zdolamy sie czegos dowiedziec. Jeszcze jedno. Ten orek... Gdy sie na ciebie rzucil... Wygladalo to tak jakby cie rozpoznal. Widziales go juz wczesniej?"
"On nie rozpoznal mnie, tylko ten medalion... Nosila go moja siostra, a wczesniej ojciec" HF wyciagnal wisior spod ubrania i pokazal Tygrysowi.
"hmmm... A nie wiesz skad mial go twoj ojciec?"
"nie. Zabranial nam o to pytac... czy to cos waznego?"
"Okaze sie. Porozmawiamy o tym w bezpieczniejszym miejscu. Ruszajmy!"
********************************************************************

"Juz niedaleko, musimy tylko minac to wzgorze i juz bedzie widac Miasto. Panie, panowie, Laiba przed nami" Radosnie mowil Zwierzak. Nie mozna bylo mu sie dziwic, dzien byl piekny, od samego rana swiecilo slonce, dobrze spali noca, zjedli porzadne sniadanie. Zapowiadal sie wspanialy dzien.
"Czuje jakis fetor" niespokojnym glosem rzekl Heallman
"Wstydzilabys sie Ven, czego ty sie nazarlas wczoraj?" powiedzial Bambo
"Odczep sie odemnie karle" Oburzyla sie Vendetta
"To nie to... To jakby swad spalenizny... spalonych ludzkich cial. Czujesz?" Coraz bardziej denerwowal sie Heallmen
"zza wzgorza widac dym..." stlumionym glosem mowil Zwierzak "nie ma chwili do stracenia, biegiem!" Ruszyli natychmiast. Swad byl coraz silniejszy a slup dymu coraz bardziej wyrazny. Zaiste, unosil sie znad miasta. Widzieli juz jego mury. Byly w wielu miejscach skuruszone. Brama calkiem zniszczona, w drobnych kwalkach lezala rozwalona po calym podgrodziu. Wszedzie byly tylko zgliszcza, domow, sklepow, warsztatow, swiatyn. Ale nigdzie nie bylo widac cial. Lezal tylko rynsztunek, byly slady krwi, ale zadnego ciala. Przeszli przez dziore w murze, gdzie kiedys dumnie stala potezna brama, okuta zelazem. Jak widac nie byla wystarczjaco potezna... Szli wglab miasta. Smrod stawal sie nie do wytrzymania. Przylozyli wiec kawalki szmat do ust i nosa zeby moc chociaz troche swobodniej oddychac. Wiatr zawial w koncu z innej strony przeganiajac oblok dymu sprzed oblicz bohaterow. Ich oczom okazal sie przerazajacy widok, ktory natychmiast wyjasnil brak cial zabitych posrod zgliszcz. Wszytskie bowiem lezaly na wielkim stosie posrodku rynku, okaleczone, powykrecane, ich twarze zastygly w przedsmiertnym okrzyku bolu. Wsrod trupow byli obroncy miasta, zwykli mezczyzni, kobiety, dzieci, starcy. Wszyscy ktorzy byli w miescie. Wydawaloby sie ze nie ocalal nikt. Jednak przez okno do piwnicy murowanego domu wygladala jakas twarz. Cala brudna od sadzy. Nie bylo widac nic poza wielkimi, przerazonymi oczami. Heallman natychmiast podbiegl do okienka w ktorym pojawila sie nie mniej umorusana od twarzy reka. Byl to chlopak, na oko niewiele starszy od Vendetty. Byl ranny, mial poparzony caly lewy bok. Zwierzak dal mu wody:
"Jestes bezpieczny, o nic sie nei martw. Pij, zaraz znajdziemy ci cos do jedzenia. A teraz pokaz mi swoj bok" Delikatnie przekrecil mlodzienca i przyjzal sie ranie. Oczyscil woda i zalozyl opatrunek. Wstal i podszel do Heallmena.
"Co z nim?"Spytal
"Nie przezyje nocy" Odparl Zwierzak chowajac medykamenty do torby. "Spytaj go co tu sie stalo"
"Dobrze..." Heallman nachylil sie nad lezacym w trawie chlopakiem. Podlozyl mu zwiniety koc pod glowe.
"Dziekuje..." odrzekl cicho ale dosyc wyraznie.
"Jak ci na imie?" Spytal HM
"Haldir panie"
"Milo mi cie poznac Haldirze. Musisz nam powiedziec co tu sie stalo"
"Bylo ich zbyt wielu... Farmerzy wracali z pola kiedy nadciagnal pierwszy oddzial. Niewielu zdazylo dotrzec do bramy. Za nimi nadciagaly kolejne oddzialy, orki, trole, wilki. W miescie stacionowaly tylko dwa garnizony, reszta wraz z ksieciem ruszyla 3 dni temu do zamku El Morad, kilka tysiecy zbrojnych... Zamknelismy bramy, rozsawilismy na murach lucznikow, jazda szykowala sie do wypadu. Wtedy tez runela jedna z wiez, trafiona wielka plonaca kula. Tak, mieli ze soba machiny obleznicze. Kule zaczely spadac jedna po drugiej rozswietlajac niebo nad calym miastem. Na murach zaroilo sie od drabin, bez trudu wdarli sie do miasta. Czesc ludzi chciala uciekac brama z drugiej strony, ale czekal juz tam oddzial trolli. Nie mielismy zadnych szans. Palili wszystko, zabijali kazdego, nie zwazajac na nic. Udalo mi sie schowac w tej piwnicy. Zemdlalem od dymu, ocknalem sie dopiero rano..." Mowil coraz ciszej, jego glos slabl. Bambo podszedl do Zwierzaka i spytal:
"Biedny chlopak. Co z nim zrobimy?"
"Jego rany sa sbyt rozlegle, nie umiem mu pomoc. Umrze, moge tylko zlagodzic jego cierpienia. Wtarlem mu do rany skruszone liscie pewnego ziela, bol oslabnie, ale i tak umrze... Wynosmy sie z tego przekletego miasta..."
"Zmarl, nie oddycha" Rzekl Heallman odsuwajac sie od ciala "Co teraz ?"
"Musimy go pochowac, zajmij sie tym Heallmenie"
"A co z reszta cial?" Spytal Bambo ?
"Tym zajmiesz sie ty." odparl. Bambo wyraznie nie zrozumial. "trzeba je spalic zanim zbiegna sie padlinozercy albo inne plugawe stwory. Znasz sie na wzniecaniu ognia, wiec to twoje zadanie" Bambo niechetnie podjal sie tego. Wyciagnal przed siebie rece, dlonie skierowal ku gorze. Zamknal oczy i szeptal zaklecie. Jego dlonie zaczely plonac, ogien z nich wzbil sie w powietrze i slupem uderzyl w stos cia, ktory natychmiast sie zapalil. Odwrocil sie i dopiero otworzyl oczy. Nie mogl patzrec na to co uczynil.
"Dobrze postapiles"Pocieszala go Vendetta. "nie mielismy innego wyjscia"
Gdy tylko Heallmen skonczyl pochowek Haldira, wyruszyli z miasta w strone zamku El Morad.


Post został pochwalony 1 raz
Czw 20:06, 15 Lis 2007 Zobacz profil autora
cizia
Snake Queen



Dołączył: 21 Paź 2006
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Mikołów

Post
- "Valzurze, prowadź ich" - powiedział Victor - "Ja cofnę się trochę i ustalę jak daleko orki są za nami. Dołączę do was najprędzej jak będę mógł"
- "W porządku" odpowiedział mu brat, który mimo tego, że mu ufał, miał wątpliwości.
Bracia podeszli do siebie, pożegnali się, po czym Victor wykonał te same znaki co wcześniej, kiedy atakowali orki i zniknął. Usłyszeli tylko lekki szelest trawy, kiedy oddalał się w drugą stronę.
- "Idziemy, nie ma czasu do stracenia" - rzekł Tygrys, budząc Vzura z zamyślenia i zbierając rzeczy.


/wiem, że krótkie, ale musze spadać, nie mam czasu żeby więcej napisać Razz


Post został pochwalony 1 raz
Czw 20:56, 15 Lis 2007 Zobacz profil autora
Victor
Orc Wizard



Dołączył: 05 Gru 2005
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Post
"Las....nic tylko ciagle las" myslal Victor przemierzajac niezbadane tereny zakazanego lasu. Minely juz 3 dni od czasu gdy zostawil swoich towarzyszy w poszukiwaniu orkowskiego legionu. Jego poszukiwania nie przyniosly nic nowego. Jedyne co stanelo na jego drodze to zwierzyna zamieszkujaca las, i niewielki oddzial zwiadowczy, nic szczegolnego. Zatrzymal sie w celu odnalezienia sie w terenie, wspiol sie na najwyzsze drzewo jakie dojrzal, po czym wyostrzyl swoj sokoli wzrok. Nadal nic....najwyrazniej ta orkowska sciera musiala klamac pomyslal po czym odwrocil wzrok na wschod. Na horyzoncie unosily sie niewyrazne znaki. Po chwili uswiadomil sobie ze w tamtym kierunku powinno sie znajdowac miasto Laiba. Zastanawial go dym unoszacy nad miastem. Orkowie mówili cos na temat zwiadu wyprowadzonego z Laiby, wiec moze warto to sprawdzic. Zeskoczyl z drzewa i udal sie w kierunku wspomnianego miasta. Droga z Laiby do fortecy w El morad gdzie udala sie reszta grupy wynosila około 6-7 dni dla kogos takiego jak on, a zatem jezeli gromadza sie tam jakies sily lub w jego pograniczach napewno na nie trafi. Pokrzepil sie ta myslal i przyspieszyl kroku.
Zatrzymal sie dopiero po 4 godzinach, 100 metrow przed nim plonelo ognisko. Victor chcac przyjrzec sie sytuacji z blizsza wykonal znany juz manewr i zniknal. Okazalo sie ze byli to ludzie. Dwoch kaplanow dosc postawnej budowy, niski czlowiek, ktory wygladal na pierwszy rzut oka na maga oraz jakas drobnej postawy osobka. Zabojca zastanawial sie czego taka mala grupka ludzi moze tutaj szukac. "Zawsze warto zapytac" pomyslal po czym zblizyl sie na odleglosc z ktorej mogl przysluchac sie rozmowie.....

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>


"Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa" zawył Healmen z bólu "Bambo ty kretynie, uwazaj gdzie machasz tym kijem!". "To nie kij tylko staff" odpowiedzial urazony mag. "Mniejsza z tym, uwazaj gdzie nim wywijasz" skarcil go Zwierzak. Mag strzelił tylko focha po czym odszedl kawałek dalej cwiczac magiczne sztuczki, nie sprawialy mu one radosci, ale przyklowaly wzrok Vendetty, ktora obserwowala maga. Po jakis 10 minutach, zabawa sie znudzila. Bambo usiadl przy ognisku i zlapal za woreczek pelen elfickich sucharow. "Ej a ten no, wlasciwie to daleko jeszcze?" pytal mag z pelna buzia sucharow. "Trzy moze cztery dni wedrowki" odpowiedzial Zwierzak, ktory odpoczywal pod pobliskim drzewem. Nie zanosilo sie na nic specjalnego, bohaterowie odpoczywali po dlugiej wedrowce, majac swiadomosc, ze jeszcze tyle samo drogi przed nimi. "Nudno..." stwierdzila Vendetta, po czym podeszla do maga. "Bambo pokaz cos fajnego". Mag usmiechnal sie tylko, nagle wstal podszedl do ogniska, szepnal zaklecie i ogien ktory wypelnial palenisko nabral ksztaltow kobiety, ktora wykonywala dziwne taneczne ruchy. "Hahahah ale czad" mowil dumny z siebie mag. nagle Zwierzak zerwal sie na rowne nogi. "Cicho!" nakazal, jestesmy obserwowani. Healmen, wraz ze Zwierzakiem zlapali za swoje magiczne młoteczki gotowi do boju."Cos, albo ktos nas obserwuje, ale nie widoczny dla golego oka" stwiedzil kapłan. "Tam, stoi za drzewem!" krzyknela Vendetta, ktora wiedzial to i owo na temat maskowania sie. "Bambo, wal!" krzyknal Healmen. Nie czekajac ani sekundy mag wyciagnal swoj staf i uniosl rece do gory. Prosto z nieba w zakapturzana postac, pedzila ognista kometa. Po sekundzie trafila w cel, siła wybuchu ktora uderzyla w przeciwnika byla tak ogromna, ze fala uderzeniowa dotknela niemal kapłanow, jednak mag zdazyl zmniejszyc jej siłe. Wszedzie bylo pelno dymu, ktory pozostal po uderzeniu. "Nie wazne co to było, ale juz tego nie ma" powiedzial uradowany Kuc. "BUahahahahah ale go zniszczylem, nie wierze w to" krzyczal rozweselony mag podskakujac. Przeciwnik nie mial najmniejszych szans przezycia takiej eksplozji. Nagle ich twarze posepnialy..."To niemozliwe!" krzyknal Zwierzak. W ich strone, od miejsca wybuchu poruszala sie zakapturzona postac, a cala jej sylwetka spowita była jakby różowa poświatą. W jednej chwili przeciwnik rozbroił kapłanow, podcinajac obydwu. Bambo w szybkim tempie zareagowal i aportowal sie 5 metrow dalej, jednak nic to nie dalo, kolejna sekunda i dwa sztylety przykuly jego, a wlasciwie jego szate do drzewa. Postac podbiegła do Vendetty, ktora bedac bez broni postanowiła sie schowac za najblizszym drzewem liczac na obrone ze strony swoich nowych znajomych. Postac zblizala sie do niej, czuła to, była tego pewna. Nagle wybiegła zza drzewa i stanela twarza w twarz z nieznajomym. "Dziewczyna!?" szepnela ze zdziwieniem postac. Vendetta widzac w tym swoja szanse, złapała za młotek, ktory rzucił jej Zwierzak i kropneła przeciwnika prosto w łeb. Zakapturzona postac osunela sie na kolana i straciła przytomnosc. "Fa..Fa...Fajny młotek" powiedziała przerazonym głosem Ven. Kapłani pozbierali sie z ziemii po czym podeszli do nieprzytomnego przbysza. "Co z nim zrobimy?" zapytał Kuc."W kazdej chwili mógł nas pozbawic zycia, jednak tego nie zrobił", "Moze zapytajmy go oto" wtraciła Ven. "Gdzies go juz widziałem" myslał głosno Zwierzak. " No cóż zatem zaczekajmy az sie obudzi". "Halooooooooooooooo!" krzyknal Bambo, " A moze ktores z was łaskawie odczepiło by mnie od drzewa. CO!?"................


Post został pochwalony 0 razy
Pią 22:24, 16 Lis 2007 Zobacz profil autora
ZwierzaK
Administrator



Dołączył: 25 Lis 2006
Posty: 372
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Post
"Milcz" Krzynal Zwierzak. "skoro dales sie tak zalatwic to teraz tam siedz. I ani slowa!. Ven podejdz tu. Zwiaz mu rece Heallmenie i ocuc." Zwierzak rozejzal sie jeszcze dokladnie po okolicy zeby upewnic sie ze nikogo wiecej juz nie ma.
"Jestes tu sam?" Spytal nieznajomego zdejmujac mu zglowy kaptur.
"Tak, reszta moich towarzyszy powinna juz byc w zamku El Morad."
"Dlaczego nas sledzisz? Chciales nas obrabowac ?"
"Zartujesz chyba. Zdzilem sie na widok takiej kompanii, dwoch kaplanow, mag i dziewczyna. Co tu robicie?"
"Ja tu zadaje pytania. Ale jesli chcesz wiedziec my rowniez idziemy do zamku El Morad. Nasza droga prowadzila przez Laibe, ktora kompletnie zniszczono. Nikt nie przezyl ataku orkow. Ich armia musiala byc liczna bo bardzo latwo poradzili sobie zobroncami miasta."
"To wyjasnia ten czarny dym..."
"Niestety. To byl bardzo dobrze zorganizowany i przemyslany atak. Orkowie ruszyli na wojne, bez zadnego ostrzezenia... Rozwiaz go Heallmenie, to nie jest nasz wrog. Wybacz, w takich czasach trzeba zachowac szczegolna ostroznosc" Kontynuowal Zwierzak wyciagajac reke do nieznjomego, po czym pomogl mu wstac.
"Mam do ciebie pytania i prosbe... od czego mam zaczac?" enigmatycznie spytal Zwierzak
"Od pytania"szybko odpowiedzial nieznajomy.
"Chcialbym poznac twoje imie, to nam bardzo ulatwi sprawe"
"Jestem Victor"
"Milo mi cie poznac Victorze. A zatem przejdzmy do prosby. Czy moglbys jeszcze przez jakis czas nie wyciagac swoich sztyletow z drzewa? Niech ten maly duren jeszcze tam powisi" Victor usmiechnal sie na te slowa po czym odrzekl:
"Dobrze. A ty? Nie zamierzasz zdradzic swojego imienia, ani imion swoich towarzyszy ?"
"Nazywm sie Zwierzak. To moj kompan, kaplan jak ja, Heallmen. Na drzewie wisi Bambo i chyba mu tam dobrze bo jakos nie protestuje..."
"Kazales mi sie zamknac no to cicho siedze, nie ? Co za urag, nie wierze" Wtracil Bambo.
"To czego sie odzywasz?" Zirytowal sie Heallmen walac przy okazji Bamba po glowie.
Victor spojrzal na dziewczyne i spytal:
"A ty, jak masz na imie ?" Dziewczyna zarumienila sie i drzacym glosem odpowiedziala:
"Vendetta, ale wszyscy mowia do mnie Ven"
"Vendetta ? TA Vendetta ? Siostra Voratha ?" Coraz bardziej ekscytowal sie Victor
"Znasz mojego brata?"


Post został pochwalony 0 razy
Pią 23:01, 16 Lis 2007 Zobacz profil autora
cizia
Snake Queen



Dołączył: 21 Paź 2006
Posty: 306
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 2/5
Skąd: Mikołów

Post
"Tak" odpowiedział Victor "razem z moim bratem Valzurem przyłączyliśmy się do niego i jego mentora Tygrysa, aby dogonić orków i uwolnić CIEBIE"
Vendetta otworzyła szeroko oczy "Szuka mnie? Skąd wie, że mnie porwali???"
"Powiedział nam, że wrócił do swojej rodzinnej wioski, a kiedy tam dotarł zobaczył, że wszystko jest spalone i zniszczone. Jego matka, zanim umarła, powiedziała mu, żeby cię znalazł"
"A więc..." - zaczęła Ven - "ona odeszła?" dopowiedziała z wielką niechęcią, a łzy spłynęły po jej policzkach.
"Niestety tak" - odrzekł Victor, który spuścił głowę. Reszta zrobiła to samo, uczcili ją minutą ciszy.
Pierwszy odezwał się powoli Zwierzak: "Ven, jeżeli nie chcesz stracić również brata, powinniśmy natychmiast ruszać... W ich stronę zmierza dość spora armia orków, widząc po zniszczeniach jakich tu dokonali."
Ven ocknęła się z zamyślenia, otarła łzy i kiwnęła w ciszy głową. Również Victor podniósł głowę i powiedział:
"Wyglądasz taką co szybko biega". Odpowiedziało mu jedynie kiwnięcie. "Więc może ja z Ven pobiegniemy szybciej, dogonimy Voratha i cofniemy się trochę, żebyście mogli nas dogonić."
"Chyba nie wypali" powiedział Heallmen "jest bardzo osłabiona"
"Mam lepszy plan" zagadnął Zawierzak. "Ja Victora i Ven, a ty Bamba?" - zwracając się do Heallmena.
"Niech będzie" odpowiedział niechętnie
"O czym wy...?" zaczął Victor
"Och... ty jeszcze nie wiesz. Studiowałem magię i mogę się przemieniać w orła, a Heallmen w kuca. Wy polecicie ze mną, a Bambo pojedzie na Heallmenie. Szybciej niż pieszo" - rzekł uśmiechając się
"Jaaa.. nie wierzę..." po raz pierwszy odezwał się Bambo
"Weź go już zdejmij z tego drzewa, musimy się ruszać" - rzekł Zwierzak do Victora, który podszedł spokojnie do drzewa, wyciągnął sztylety i Bambo spadł.
Heallmen zmienił się w kuca, wział maga na grzbiet i pojechał. Przemiana Zwierzaka trwała chwilkę dłużej, do tego Ven miała problemy z wdrapaniem się, więc chwilę zajęło zanim polecieli.

//ino nie róbcie, że już doszli do EMC, albo ich dogonili, bo mam jeszcze fajny pomysł, żeby opisać, ale za dużo bym pominął Razz


Post został pochwalony 0 razy
Pon 16:46, 19 Lis 2007 Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    
Odpowiedz do tematu    Forum EUKO START 1 LISTOPADA Strona Główna » Tygryskowe pierdy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do: 
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Design by Freestyle XL / Music Lyrics.
Regulamin